POPRZEDNI ROZDZIAŁ (DODATEK 2)

Proces Jezusa

Jednym z najlepszych dzieł napisanych kiedykolwiek na temat prawniczych aspektów procesu, ukrzyżowania i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa jest dwutomowa książka The Trial of Jesus (Proces Jezusa), której autorem jest Walter M. Chandler, były sędzia Sądu Najwyższego stanu Nowy Jork. (Innym autorytatywnym źródłem jest dzieło Josefa Blinzlera o tym samym tytule: The Trial of Jesus).

Podejście Chandlera do oceny świadectwa Apostołów jest bardzo wartościowe. Jego praca to wspaniałe źródło analizowania rzetelności nowotestamentowych opisów zmartwychwstania. Sądzę, że materiał ten znacznie poszerzy wiedzę czytelnika na temat faktów związanych ze zmartwychwstaniem Chrystusa. Oto fragment tego dzieła:

Wiarygodność świadectwa opiera się na:

  1. uczciwości świadków,
    2. ich zdolności do powiedzenia prawdy,
    3. liczbie świadków i zgodności ich świadectw,
    4. zgodności świadectw z doświadczeniem,
    5. zgodności świadectw z innymi okolicznościami.

Zastosujmy powyższe wymagania, w przedstawionej powyżej kolejności, do ewangelistów.

  1.  Najpierw rozważmy problem ich uczciwości.

Znaczenie słowa „uczciwość”, które zostanie tutaj wykorzystane, jest szczególne. Wiąże się ono raczej z osobistą szczerością niż z osobistą niewinnością i łączy się bardziej z krzywoprzysięstwem aniżeli z innym pospolitym przestępstwem. Czy świadkowie byli uczciwi? To znaczy, czy byli szczerzy? Czy zamierzali powiedzieć prawdę? Czy sami wierzyli w to, o czym świadczyli? Jeżeli tak, to choćby ich świadectwo było fałszywe w rezultacie błędu w ocenie lub pomyłki co do faktu, byli oni uczciwymi świadkami.
Tak więc test uczciwości należy zastosować do ewangelistów – jako świadków faktów, o których donoszą w Nowym Testamencie – w sensie szczerości. W przeprowadzeniu tego testu pamiętajmy o naturze i zakresie niniejszej pracy. Nie jest to traktat religijny, dlatego też nie można pozwolić, aby czynnik natchnienia wpływał na dyskusję czysto prawniczą i historyczną. Ewangeliści muszą tu być traktowani jako świeccy historycy, a nie jako natchnieni pisarze. W badaniu ich wiarygodności powinny być zastosowane te same zwyczajowe normy, które są wykorzystywane w analizowaniu motywów postępowania zwykłych ludzi, w zwykłych doświadczeniach i wydarzeniach codziennego życia. Autorowi tej pracy obce jest uważanie ewangelistów za dziwne i nadprzyrodzone istoty, poddane jakiemuś nieziemskiemu wpływowi i działające pod kierownictwem i ochroną jakiegoś bożka czy herosa.

Wydaje się, że dla zastosowania testu szczerości w stosunku do ewangelistów konieczne jest przebadanie jedynie dwóch kwestii: 1. ich charakteru, 2. ich motywów. A to dlatego, że uczciwy charakter i prawy motyw dają w rezultacie doskonałą szczerość. Tak więc należy najpierw ustalić, czy autorzy Ewangelii byli ludźmi dobrymi, czy złymi. W ich przypadku niemożliwe jest jakieś stanowisko pośrednie. Związane z tym zagadnienia i skutki, które zostały przez nie wywołane, są zbyt poważne i zdumiewające, aby mogły być wytworzone przez negatywne czy obojętne siły. Jeżeli byli dobrymi ludźmi, to wierzyli w to, czego nauczali i co pisali oraz byli szczerzy – gdyż inaczej świadomie podsuwaliby światu oszustwo, co jest niezgodne z hipotezą, iż byli oni dobrzy. Jeżeli zaś byli złymi ludźmi, to między ich życiem a nauczaniem istnieje zasadnicza sprzeczność. Byłoby to niezgodne z ich naturą, jako że w swoich wypowiedziach i pismach zaprezentowali i głosili oni najwznioślejsze prawdy znane ludziom. Takiego przesłania historia nie zapisała nigdzie ani przed nimi, ani po nich. Każdy myślący, poważny umysł od razu zapyta: Czy ludzie źli, podstępni i obłudni mogliby stworzyć postać, której doskonała czystość i bezgrzeszne piękno zawstydzają umysłowe i duchowe przymioty każdego fałszywego proroka i wszystkich pogańskich bogów? Zeus olimpijski, swobodny wytwór wspaniałego intelektu greckiego, to mściwe i zawzięte bóstwo – niewierny małżonek i pijany uwodziciel. Mahomet, któremu setki milionów ludzi oddaje cześć jako prorokowi natchnionemu przez Allacha, był okrutny i zdradziecki w walce, a fałszywy i zmysłowy w życiu prywatnym. Wielki Duch Indian udzielał nieśmiertelności psom, ale nie dawał jej kobietom. Inne ohydne i potworne przymioty deformowały obrazy i plamiły charaktery pogańskich proroków i bóstw. Lecz Jezus z Nazaretu był czysty, doskonały i twierdził, że jest Bogiem, a Jego słowa są potwierdzane przez cały świat – zarówno wierzących, jak i niewierzących. Wielkie prawdy, których nauczał ten subtelny Nazarejczyk, przekazane dalej przez ewangelistów, przyniosły ukojenie i uzdrowienie narodom, ogłosiły i ustanowiły powszechne braterstwo wśród ludzi. Czy jest prawdopodobne, aby taka postać została wymyślona, a prawdy te ogłoszone przez nieuczciwych i nieszczerych ludzi? Czy występek może być matką cnoty? „Czy ludzie zbierają jabłka z cierni lub figi z ostów?” Jeżeli Jezus nie był w rzeczywistości tą świętą postacią, którą przedstawiają ewangeliści, oznacza to, że stworzyli oni we wspaniałej fikcji wzniosłą postać, która przewyższa najznakomitszych bohaterów występujących w dziełach literatury świeckiej. Tego ludzie o złym umyśle nie mogliby ani wymyślić, ani wykonać. Niemożliwe jest wyciągnięcie z tych rozważań jakiegoś innego wniosku, poza stwierdzeniem absolutnej uczciwości i doskonałej szczerości ewangelistów. Poza tym samo przeczytanie ich pism pozostawia głębokie przekonanie, że byli to prawi i pobożni ludzie.

Drugie zagadnienie dotyczące szczerości pisarzy Ewangelii to ich motywy. Są one poważniejsze niż sprawa charakteru. Jeżeli ewangeliści byli nieszczerzy i nie wierzyli w swoje własne relacje, to jaki motyw kierował nimi w czasie głoszenia ich, pisania i oddawania za nie życia? Nie można uważać, że wszyscy współczesni ludzie są całkowicie egoistyczni albo że wszyscy byli tacy kiedyś. Istnieje jednak zgoda co do tego, że pragnienie wynagrodzenia jest główną przyczyną ludzkich działań, zarówno duchowych, jak i fizycznych. Nagroda jest wielkim złotym kluczem, który otwiera drzwi Świątyni Pracy. Jakaś forma wynagrodzenia – teraz lub w przyszłości – wyjaśnia wszelką działalność człowieka. Apostołowie także działali zgodnie z tym prawem, ponieważ odkrywamy, że kłócili się między sobą o miejsce i pierwszeństwo w królestwie Bożym. Domagali się nawet od swego Mistrza dokładnego wyjaśnienia natury ich wynagrodzenia za wykonane prace i poniesione ofiary. Odpowiedź brzmiała, że będą siedzieć na dwunastu tronach i sądzić dwanaście pokoleń Izraela.

Zastosujmy teraz zasadę oczekiwania wynagrodzenia do postępowania ewangelistów, wyrażającego się w głoszeniu oraz pisaniu Ewangelii. Zauważmy zwłaszcza, w jaki sposób rezultat naszego rozumowania odnosi się do zagadnienia motywu w ludzkim postępowaniu. Najpierw jednak przyjrzyjmy się przez chwilę sytuacji politycznej i religijnej na początku posługi Apostołów. Mistrz i Zbawiciel pierwszych chrześcijan został niedawno zgładzony jako złoczyńca na krzyżu. Religia, którą Apostołowie zaczęli głosić, była oparta na doktrynie nawrócenia, oczyszczenia z grzechów, wiary w Ukrzyżowanego i wiary w Jego powstanie z martwych. Chrześcijaństwo, dla którego te elementy były najistotniejsze, chciało zniszczyć i wyprzeć wszystkie inne religie. Nie proponowało żadnych kompromisów, nie brało pod uwagę żadnych układów. Uczniowie Nazarejczyka rzucili wyzwanie pogańskim bogom. Nie prosili o łaskę i nie otrzymywali jej. Ta dziwna wiara nie tylko zaprzeczała wszystkim innym religiom, lecz także kpiła ze wszystkich wielkich rządów, które nie były na niej oparte. Mała, lecz pełna poświęcenia grupa już na samym początku skierowała przeciwko sobie wszystkie inne religijne i świeckie siły świata. Judaizm napiętnował tę nową wiarę jako nieposłuszną i zbuntowaną córkę. Świat pogański określił ją jako blagę i oszustwo, ponieważ jej doktryny były nie znane Akademii, a jej nauki zostały wyśmiane zarówno przez stoików, jak i przez epikurejczyków. Państwo rzymskie zwróciło swe zazdrosne i czujne oczy na wyniosłe pretensje systemu religijnego, który nauczał o bezsilności królów i nie przypisywał znaczenia ziemskiemu królestwu.

Starając się więc rozwinąć tę nową wiarę i głosząc jej nauki, czegóż innego mogli ewangeliści oczekiwać, jak nie zaciekłej opozycji, której stawili czoło? Czyżby naprawdę mieli nadzieję zobaczyć jak dumni i pyszni saduceusze, którzy pogardzali zwykłym ludem, albo arystokracja Rzymu, która przechwalała się nadludzką doskonałością, z zadowoleniem przyjmą religię nauczającą o absolutnej równości i powszechnym braterstwie ludzi? Czyż nie oczekiwali raczej tego, co rzeczywiście stało się ich udziałem – potwornych prześladowań, strasznych tortur i okrutnej śmierci? To prowadzi nas do pytania: Czy to było wynagrodzenie, którego szukali? Wróćmy do pytania postawionego wcześniej: Jaki motyw mieli ci ludzie, działając w ten sposób, jeżeli byli nieuczciwi i nieszczerzy? Skoro wiedzieli, że to, co głoszą, jest fałszerstwem, jakiej nagrody oczekiwali? Czy była to nagroda ziemska, czy niebiańska? Nierozsądne jest przyjmowanie, że oczekiwali oni nagrody ziemskiej, skoro ich nauki skierowywały przeciwko nim każdego duchowego czy doczesnego władcę, który miał jakieś zaszczyty do nadania lub łaski do udzielenia. Czy oczekiwali nagrody niebiańskiej? Śmieszne jest wyobrażanie sobie, że spodziewali się oni zdobyć ją, głosząc na tym świecie fałszerstwo. Nic nie mogłoby więc być bardziej absurdalne niż twierdzenie, że pewna grupa ludzi związała się ze sobą, że ludzie ci porzucili starożytną wiarę ojców, przemienili całkowicie sposób swego życia, odważnie wyznawali i praktykowali zasady cnoty, poświęcili się bez reszty głoszeniu ludzkości pewnych prawd, umarli śmiercią męczeńską – a wszystko dla sprawy religii, o której wiedzieli, że jest fałszywa. Jeżeli wierzyli, że nie jest ona fałszywa, to znaczy, że byli szczerzy, i w ten sposób jeden z elementów ich wiarygodności jest stwierdzony. W tym miejscu problemem nie jest absolutna prawdziwość ich twierdzeń. Twierdzenia te mogły być fałszywe, pomimo że ci, którzy je wypowiadali, mogli wierzyć, iż są prawdziwe. Jest to więc problem szczerości. Test szczerości jako elementu wiarygodności opiera się na tej prostej zasadzie, że ludzie bardziej wierzą słowom świadka, jeżeli uważają, że świadek sam w nie wierzy.

  1. Po drugie, w teście wiarygodności ewangelistów jako świadków rozpatrzymy ich zdolność do mówienia prawdy.

Autorzy podręczników dotyczących dowodu prawniczego powszechnie się zgadzają, że zdolność do złożenia prawdziwego i rzetelnego zeznania opiera się na dwóch elementach:

  1. naturalnych zdolnościach obserwacyjnych świadka, które umożliwiają mu wyraźne postrzeganie faktów, oraz sile jego pamięci, która umożliwia mu zachowanie w pełni istoty faktu, którego dotyczy jego świadectwo;
  2. możliwości zaobserwowania przez świadka spraw, o których świadczy.

W jakim stopniu autorzy Ewangelii posiadali pierwszą z tych kwalifikacji – to jest zdolność obserwacji i siłę pamięci? Nie możemy dowiedzieć się tego ani z historii, ani z tradycji. Lecz z pewnością słusznie postąpimy przyjmując za prawdę to, co prawo zakłada w praktyce – że byli oni przynajmniej ludźmi zdrowymi na umyśle i o przeciętnej inteligencji. Można dodać, że to założenie działa na korzyść świadka tak długo, dopóki nie pojawi się ktoś, kto temu zaprzeczy i wykaże swą rację za pomocą kompetentnego i zadowalającego materiału dowodowego. Sądzimy, że taki materiał dowodowy w sprawie ewangelistów nigdy nie został przedstawiony i nigdy nie będzie mógł być z powodzeniem przedstawiony.

Poza tym prawniczym założeniem przemawiającym na korzyść autorów Ewangelii istnieją pewne wskazówki, które zmuszają nas do uwierzenia, że posiadali oni odpowiednie kwalifikacje, aby autorytatywnie i rzetelnie wypowiadać się o sprawach związanych z treścią Ewangelii. Po pierwsze, same ich pisma wykazują ich niezwykłą sprawność umysłową oraz inteligencję. Co więcej, Ewangelie św. Łukasza i św. Jana przejawiają elegancję stylu i wzniosłość wyobrażeń, które niezaprzeczalnie świadczą o kulturze i głębi intelektualnej ich autorów. Myślenie o autorach Ewangelii jako o „ignoranckich rybakach” z pewnością nie jest słuszne. Jeżeli nawet kiedyś byli ignorantami, to w czasie tworzenia pism ewangelicznych z pewnością już nimi nie byli. Fakt, że Ewangelie zostały napisane w języku greckim przez Hebrajczyków, wskazuje, że nie byli oni analfabetami.

Także zawody dwóch z nich są bardzo znaczące. Mateusz był poborcą podatków, a Łukasz lekarzem. Obie te profesje wymagają dobrej znajomości ludzi oraz odpowiednich zdolności do obserwowania, rozróżniania i analizowania.

Często twierdzi się jednak, że niezależnie od swoich naturalnych zdolności ewangeliści byli stronniczymi zwolennikami Jezusa i Jego nauki, a zagorzałymi przeciwnikami wszelkich innych przekonań. Inaczej mówiąc, byli jednocześnie entuzjastami i fanatykami. Z tego powodu ich świadectwo uznaje się za nierzetelne. Jest to bez wątpienia najsłabszy zarzut, uczyniony kiedykolwiek wobec wiarygodności narracji ewangelicznych. To, że autorzy Ewangelii nie byli ani fanatykami, ani bezkrytycznymi entuzjastami, wynika wyraźnie z samego tonu i stylu ich relacji. Język fanatyzmu i entuzjazmu jest napuszony, obelżywy i krytykancki z jednej strony, a pochlebny i czołobitny z drugiej. Entuzjasta nie zna ograniczeń w chwaleniu tych, których sprawy broni. Fanatyka nic nie powstrzymuje w jego oskarżeniach pod adresem tych, którym się sprzeciwia. Najbardziej zaś godną uwagi cechą charakterystyczną Nowego Testamentu jest duch cichego dostojeństwa i prostej szczerości, który przenika go całkowicie. Nigdzie nie ma najmniejszego śladu zgorzknienia lub urazy. Wszędzie znajdujemy entuzjazm w sensie zapału religijnego, lecz nigdzie w znaczeniu niezdrowego podniecenia lub nie przemyślanego wysuwania błahych zarzutów. Trzy, pełne wydarzeń, lata działalności Jezusa dawały wiele okazji do wyrażenia w pismach ewangelicznych złości i słownych napaści na wrogów. Zamordowanie Jana Chrzciciela dokonane przez Heroda, jego podstępne plany skierowane przeciwko Jezusowi, nieustanne śledzenie Mistrza przez szpiegów Sanhedrynu, ukrzyżowanie z rozkazu Poncjusza Piłata – czegóż więcej potrzeba, aby wprowadzić wściekłość do serca i aby krew zawrzała w żyłach? Nigdzie jednak nie znajdujemy najmniejszego przejawu gwałtownych uczuć czy niezrównoważonych emocji. Postać Piłata, zarysowana w Nowym Testamencie, jest najlepszą ilustracją uczciwości i wielkoduszności autorów Ewangelii. Filon i Józef opisują tego rzymskiego prokuratora jako mściwego, okrutnego i upartego człowieka. Jedyna łagodna wzmianka o Piłacie, która przetrwała ze starożytnego świata do naszych czasów, zawarta jest w pismach ludzi, którzy bardziej niż wszyscy inni byliby usprawiedliwieni, gdyby opisali go jako tchórza i nikczemnika. Zamiast ukazać go jako potwora, dzięki opisom powtarzanych przez niego prób uwolnienia Jezusa przedstawili go jako postać posiadającą sumienie i litość w sercu. Fanatycy i entuzjaści nie postąpiliby w ten sposób.

Brak uprzedzeń w sercach i umysłach ewangelistów uwidacznia się także przez fakt, że nie obawiali się oni zapisać swoich własnych śmiesznych słabostek i głupich błędów, i ogłosili je światu. Gotowość uczynienia tego jest jednym z najpewniejszych znamion prawdomównego umysłu. To przecież „deklaracja wbrew interesom”, mówiąc językiem prawniczym. Takim deklaracjom daje się wiarę, ponieważ powszechnie zaobserwowano, iż ludzie nie wymyślają opowiadań na swoją niekorzyść. „Gdy znajdujemy je u jakiegokolwiek autora – mówi prof. Fisher w swoim dziele Grounds of Theistic and Christian Belief – stanowi to silną przesłankę na korzyść jego prawdomówności w innych sprawach”. Wiele tekstów Nowego Testamentu stawia Jezusa i Apostołów w najbardziej niekorzystnym świetle wobec świata. Wyparcie się Mistrza przez Piotra i zdradzenie Go przez Judasza, ucieczka Jedenastu z Ogrodu Oliwnego w czasie aresztowania Jezusa, śmieszna próba Piotra chodzenia po wodzie i jego niepowodzenie z powodu braku wiary, częste dziecinne sprzeczki między uczniami o miejsce i pierwszeństwo w oczach Jezusa i w Jego królestwie, wysłanie posłańców przez Jana Chrzciciela do Jezusa, aby zapytać Go, czy On, Jezus, jest Mesjaszem – gdy już przedtem Jezus spotkał się z Janem Chrzcicielem i został przez niego ochrzczony, przekonanie rodziny Jezusa, że jest On szaleńcem i fakt, że Jego sąsiedzi z Nazaretu próbowali Go zabić przez strącenie z góry – te wszystkie fakty stanowiły pożywkę dla sceptycznego krytycyzmu w każdym wieku. Równie dobrze mogłyby one być opuszczone w historii ewangelicznej – i byłyby opuszczone, gdyby Ewangelie napisali ludzie nieprawdomówni.

Warto zaobserwować jeszcze, gdy chodzi o sprawę uprzedzeń, że sceptycy stosują inne reguły krytyki do literatury świętej niż do literatury świeckiej. Twierdzą oni zgodnie, że ewangeliści nie są godni zaufania, ponieważ ich pisma zapisują słowa i czyny ich własnego Pana i Mistrza. Twierdzą, że ta święta i bliska więź osobowa zmąciła osąd i zaślepiła ich, a przez to uniemożliwiła im opisanie w sposób prawdziwy faktów i okoliczności związanych z życiem i posługą twórcy ich wiary. Lecz ci sami krytycy nie stosują tych samych testów wiarygodności wobec pisarzy świeckich, którzy znajdowali się w podobnych sytuacjach. Komentarze Cezara oraz Anabaza Ksenofonta opisują wielkie czyny i wspaniałe osiągnięcia swoich autorów. Fakt ten nie podważa jednak ich rzetelności jako zapisów historycznych w ocenie tych, którzy twierdzą, że prawdomówność autorów Ewangelii powinna być odrzucona na podstawie ich uprzedzenia i stronniczości. Pamiętniki Ksenofonta Wspomnienia o Sokratesie to hołd ucznia pełnego uznania i podziwu dla mistrza. A jednak wszystkie uniwersytety na świecie korzystają z tego dzieła jako podręcznika do nauczania o życiu i stylu konwersacji wielkiego ateńskiego filozofa. Nikt nigdy nie twierdził, że intymna więź między Ksenofontem a Sokratesem wpłynęła na wiarygodność autora pamiętników. Najlepsza biografia w języku angielskim to Życie doktora Samuela Johnsona, książka napisana przez Boswella. Podziw Boswella dla doktora Johnsona był niemalże bałwochwalczy. W pewnych miejscach jego usłużne pochwały wobec wielkiego Anglika przybierają formę odrażających pochlebstw. Pomimo to dzieło jest monumentalnym wkładem do historii literatury. Encyclopaedia Britannica podaje, że: „Boswell napisał najlepszą biografię, jaką świat dotychczas widział”. Dlaczego nie odrzucono tej książki, skoro jej autor przejawiał niemalże psią służalczość wobec człowieka, którego życie opisywał? Jeżeli należy uznać za nierzetelne pisma św. Mateusza, św. Marka, św. Łukasza i św. Jana – na podstawie uprzedzeń – dlaczego nie zrobić tego samego z Cezarem, Ksenofontem i Boswellem? Pozwalam sobie zauważyć, że nie ma żadnej metodologicznej różnicy między testami wiarygodności, które należy stosować wobec pisarzy ksiąg świętych, a tymi, które należy stosować wobec autorów dzieł świeckich. Sprawiedliwa i słuszna krytyka będzie przestrzegała tych samych reguł w stosunku do obu grup twórców.

Jeżeli chodzi o drugą wspomnianą powyżej kwalifikację w ramach drugiego prawniczego testu wiarygodności przedstawionego przez Starkiego, to znaczy możliwość obserwowania faktów i okoliczności, o których składane jest świadectwo, można spokojnie powiedzieć, że większość ewangelistów posiadła tę zdolność w najwyższym stopniu. Najbardziej przekonującym świadectwem, które może być przedstawione podczas procesu sądowego, jest naoczne świadectwo kogoś, kto widział lub słyszał to, o czym świadczy. Można słusznie przyjąć, że wszyscy autorzy Ewangelii byli naocznymi świadkami większości wydarzeń opisanych przez nich w opowieściach ewangelicznych. Zarówno św. Mateusz, jak i św. Jan są tymi spośród Dwunastu, którzy nieustannie towarzyszyli Mistrzowi w Jego podróżach, słuchali Jego nauk, byli świadkami dokonanych przez Niego cudów i głosili Jego naukę, gdy odszedł. Bardzo prawdopodobne jest, że św. Marek był także naocznym świadkiem wydarzeń życia i posługi Zbawiciela. Powszechnie przyjmuje się obecnie, że autor drugiej Ewangelii był tym młodym człowiekiem, który zrzucił prześcieradło, którym był okryty i uciekł z Ogrodu Oliwnego w czasie aresztowania Jezusa. Skoro Marek był rzeczywiście obecny w środku nocy w ogrodzie Getsemani i próbował poprzez cienie drzew dostrzec, co się stanie z Nazarejczykiem, bardziej niż prawdopodobne jest, że był on także świadkiem wielu innych wydarzeń z życia i działalności wielkiego Nauczyciela. Niezależnie jednak od tego czy jest to prawda, czy nie, bardzo mocne oparcie znajduje twierdzenie, że druga Ewangelia została przekazana Markowi przez św. Piotra, który równie dobrze znał wszystkie czyny i słowa Jezusa jak Mateusz i Jan. Starożytni pisarze chrześcijańscy jednomyślnie świadczą, że Marek napisał przypisywaną mu Ewangelię pod dyktando Piotra. Jeżeli ich świadectwo jest prawdziwe, to rzeczywistym autorem drugiej Ewangelii jest Piotr. Według opinii sceptyka Renana, Ewangelia według św. Marka została napisana przez naocznego świadka: „W Ewangelii Marka fakty są relacjonowane z wyrazistością, której próżno szukalibyśmy wśród innych ewangelistów. Ma on upodobanie w podawaniu pewnych słów Jezusa w języku syro-chaldejskim. Tekst pełen jest dokładnych obserwacji, pochodzących bez wątpienia od naocznego świadka. Nic nie powstrzymuje nas od zgodzenia się z Papiaszem, że owym naocznym świadkiem, który szedł z Jezusem, kochał Go i obserwował z bliska, i który zachował wspaniały Jego obraz, był sam apostoł Piotr”. Ten sam autor stwierdza, że Mateusz był naocznym świadkiem opisywanych przez siebie wydarzeń: „W całości zgadzam się z autentycznością czterech Ewangelii kanonicznych. Według mojej opinii wszystkie one pochodzą z pierwszego wieku, a ich autorami są, mówiąc ogólnie, ci, którym są one przypisywane. Ich wartość historyczna jest jednak różna. Mateusz niewątpliwie zasługuje na nieograniczone zaufanie w sprawie nauk Jezusa. Są to owe Logia, szczegółowe notatki pochodzące z jasnej i żywej pamięci nauczania Jezusa”.

Z początkowych wersetów Ewangelii według św. Łukasza wynika, że był on naocznym świadkiem wielu spraw, które opisywał, i że inne wydarzenia znał z relacji naocznych świadków. Zwracając się do swego patrona Teofila, zapewnia go, że ci, którzy przekazali mu informacje zawarte w Ewangelii, byli naocznymi świadkami. Następnie Łukasz dodaje: „Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil (…)”. Oznacza to, że Łukasz, pragnąc udzielić pełnej informacji Teofilowi, uzupełnił swoją osobistą wiedzę dodatkowymi faktami uzyskanymi od naocznych świadków tych wydarzeń, których on sam nie widział, nie będąc jednym z Dwunastu.

Św. Jan posiadał szczególne kwalifikacje do zapisywania słów i czynów Chrystusa. Jest on nazwany „uczniem, którego Jezus miłował”. Przebywał ze Zbawicielem we wszystkich najważniejszych chwilach w najgłębszej bliskości i przyjaźni. Podczas Ostatniej Wieczerzy jego głowa spoczywała z zaufaniem i miłością na piersi Mistrza. Wraz z Piotrem i Jakubem był on świadkiem wskrzeszenia córki Jaira. Był także obecny na Górze Przemienienia oraz przy pojmaniu Zbawiciela w Ogrodzie Oliwnym. Jezus, wisząc na krzyżu, złożył na niego troskę o swoją Matkę. Wyprzedziwszy Piotra, Jan był pierwszym spośród Dwunastu, który przybył do pustego grobu. Dzięki znajomości z najwyższym kapłanem mógł on wejść do jego pałacu i być obecny na procesie Jezusa oraz sprowadzić tam Piotra, swojego przyjaciela.
Wyraźnie widać więc, że ewangeliści mieli doskonałą możliwość – z każdego punktu widzenia – aby prawdomównie i w rzetelny sposób zapisać wydarzenia przedstawione w narracjach ewangelicznych. Jako naoczni świadkowie z pewnością posiadali lepsze kwalifikacje do napisania prawdziwej historii wydarzeń, które miały wtedy miejsce, niż historycy i krytycy, żyjący wieki później.

Często twierdzi się jednak, że nawet jeżeli ewangeliści byli naocznymi świadkami głównych wydarzeń, które opisali, uczynili to tak długo po tych wydarzeniach, że zdążyli je już zapomnieć lub pomieszać je z różnymi tradycjami, które pojawiły się w międzyczasie. Może być nieco prawdy w tym twierdzeniu, ale nie tyle, aby zniszczyć wiarygodność świadków takich wydarzeń, jak ukrzyżowanie lub zmartwychwstanie Jezusa. Nie są to wydarzenia łatwe do zapomnienia czy pomieszania z innymi. Daty spisania poszczególnych Ewangelii nie są znane. A jednak prof. Holtzmann z Heidelbergu (o którym nie można powiedzieć, że był zwolennikiem chrześcijaństwa, ponieważ przez kilka lat był przywódcą wolnomyślicieli w Wielkim Księstwie Badenii) po wielu latach dokładnych badań nad tym problemem ogłosił, że Ewangelie synoptyczne (pierwsze trzy) zostały napisane między rokiem 60 a 80 po Chr. Tak więc miało to miejsce ok. trzydzieści do pięćdziesięciu lat po śmierci Jezusa. Czy ludzie o przeciętnej pamięci i inteligencji, którzy nieomal codziennie podczas tych trzydziestu do pięćdziesięciu lat nauczali o życiu i czynach Jezusa mogli je zapomnieć? W tym miejscu bardzo przydatna okazuje się opinia doktora Drummonda z Oxfordu, który powiedział: „Skoro przyjmujemy, że Ewangelie synoptyczne zostały napisane czterdzieści do sześćdziesięciu lat po okresie życia Chrystusa (a przecież były oparte na wcześniejszym materiale), to wiedzmy, że nawet po czterdziestu latach pamięć charakterystycznych powiedzeń może być doskonale wyraźna… Nie posiadam szczególnie dobrej pamięci, lecz potrafię sobie przypomnieć wiele słów wypowiedzianych czterdzieści, a nawet pięćdziesiąt lat temu, w niektórych zaś przypadkach mogę w żywy sposób odtworzyć sobie nawet całą scenę”.
Jeżeli ewangeliści byli naocznymi świadkami, a na to wyraźnie wskazują sporządzone przez nich opisy, jest to jeden z najsilniejszych argumentów przemawiających za ich wiarygodnością.