POPRZEDNI ROZDZIAŁ

Zdecyduj się!

Pewien sławny aktor, znany z ról amanta, występował w telewizyjnym programie rozrywkowym. Gospodarz programu zapytał go, co powinniśmy umieć, żeby być „doskonałymi kochankami”. Odpowiedź gwiazdora była równie zaskakująca, co głęboka. „Doskonały kochanek to ktoś, kto potrafi zadowolić jedną kobietę przez całe jej życie i kogo może zadowolić jedna kobieta przez całe jego życie. Doskonały kochanek to nie ten, który chodzi od jednej kobiety do drugiej. Każdy pies to potrafi”. Powinno być już dla was jasne, że według mnie sekret kochania leży przede wszystkim w obdarowywaniu i przyjmowaniu pochodzącej od Boga miłości typu „kocham cię koniec, kropka”. Po drugie, leży on w stawaniu się osobą dojrzałą poprzez spotkania i zdobywanie doświadczeń życiowych, żeby we właściwym momencie, we właściwym związku, Bóg mógł dać ci właściwą osobę, tę, która jako jedyna będzie cię uzupełniać. Po trzecie, tajemnica kochania leży w intymnym przeżywaniu fizycznego wyrazu naszej wielowymiarowej miłości – stosunku płciowego, odbywanego w bezpiecznych ramach związku małżeńskiego.

Taki jest cel i strategia. Na to właśnie powinniśmy się zdecydować. Dlaczego więc coś tak prostego, głębokiego i atrakcyjnego zarazem jest tak trudne? Czemu droga do celu jest usłana tyloma porażkami i zranieniami? Dlaczego tak wielu wspaniałych ludzi zostało zepchniętych na boczny tor?

Cztery powody, dla których się nie udaje

Jest kilka ważnych powodów chcę, żebyście przestudiowali cztery z nich.

Pierwszy to głupota. Niektórzy ludzie w sprawach miłości i seksu są bezmyślni i głupi. Bez namysłu wkraczają w sytuację, nieświadomi konsekwencji. Zanim otworzą im się oczy, są już w pułapce. Niedawno miałem w ręku pracę naukową na temat trzęsień ziemi. Miała ona intrygujący tytuł: jeśli budujesz dom na szczelinie w ziemi, możesz winić tylko siebie. Jest w nim zawarta ważna zasada. Laurence J. Peter, autor znanej książki, „Peter Principle” (Zasada Piotra), formułuje ją w następujący sposób: „Jeśli robisz głupstwa, będziesz pił paskudne piwo, którego sarn sobie nawarzyłeś”. Uczymy dzieci, że się poparzą, jeśli będą się bawić ogniem; że grozi im śmierć, jeśli przebiegają jezdnię przed pędzącym samochodem. Podobne ostrzeżenie trzeba dawać w kwestii miłości i seksu. Jeżeli ktoś nie kieruje się rozumem i opiera swoje życie na fałszywych zasadach; jeśli lekceważy funkcje i cele, które Bóg przeznaczył dla seksu, wtedy musi wypić nawarzone przez siebie piwo. Zwykle tym „piwem” jest ból i nadwerężony lub całkowicie zniszczony związek. Głupota nie jest żadnym wytłumaczeniem. Bóg dał każdemu z nas rozum i umiejętność korzystania z niego. Nieostrożne i bezmyślne wkroczenie na kuszącą arenę seksu, pozwolenie na to, aby kierowały tobą hormony – jest niebezpieczne. I jest głupie. Podobnie, jak przechodzenie przez bagnistą rzekę, to doskonały sposób, żeby znaleźć się w otoczeniu stada krokodyli.

Drugim powodem porażek życiowych jest premedytacja. Wielu ludziom wydaje się, że połknęli wszystkie rozumy. Ich motto brzmi: „Głupi to ja nie jestem”. Taki „kochacz” wie, co Bóg ma do powiedzenia w sprawach seksu, lecz rozmyślnie postanawia się kierować własnymi pragnieniami. Jest za sprytny, żeby dać się usidlić konsekwencjom swojego postępowania. Przynajmniej tak mu się wydaje. Oczywiście, zna biblijne obietnice – i pozytywne, i negatywne – ale ten rodzaj „kochacza ” uważa, że jest wyjątkowym przypadkiem. Wszelkie kłopoty nie mogą się przytrafić jemu, lecz zawsze komuś innemu. „Mnie to ominie. Jestem wyjątkowy. Nie zostanę zraniony. Nie zostanę zarażony. Nie zniszczę sobie przyszłości. Nie zrobię dziewczynie dziecka. Jestem super. Mam więcej rozumu niż jakiś tam przeciętniak. Mogę igrać z ogniem i nic mi się nie stanie”. Jest tylko jeden mankament tego punktu widzenia – zawsze zawodzi. Żadne osobiste życzenia nie zmienią zasad i priorytetów, które zostały zaprogramowane dla nas wszystkich przez Boga. Konsekwencje nieprzestrzegania tych zasad są tak samo pewne jak następstwa ulegania popędowi płciowemu. Możesz sobie myśleć, że upiekło ci się tym razem może tak. Ale rozmyślne łamanie Bożych zasad prowadzi ostatecznie do katastrofy. Zawsze!

Trzeci powód, to brak własnego zdania. Jak czytaliście w rozdziale drugim, jesteśmy stale zalewani informacjami o dużym ładunku erotycznym. Pewne bodźce są silniejsze od innych. Bez względu jednak na to, jak bardzo nachalne jest przesłanie, jego treść pozostaje niezmienna: „Jesteś osobą, która ma prawo do seksualnego zaspokojenia. Rób to, co sprawia ci przyjemność. Nawet Bóg nie może ci tego zabronić”. Pisarz Tom Wolfe nazywa tę atmosferę „Dekadą Ja!”. Wszystko koncentruje się na mnie; na tym, czego ja potrzebuję, czego ja pragnę. Inni używają nazwy: „Wiek narcyzmu”. Określenie to zaczerpnięto z mitologii greckiej. Jeden z mitów opowiada o młodzieńcu, który tak zapatrzył się we własne odbicie w wodzie, że nie dbał o jedzenie i picie i umarł z wycieńczenia. To samo, moim zdaniem, robi dzisiaj wielu z nas. Jesteśmy tak zapatrzeni w siebie, że zamiast żyć, umieramy. „Wiek narcyzmu” zasypuje nas przesłaniami typu „ja”. Czy to będą poradniki typu „Jak samemu pociągać za sznurki”, czy mniej bezpośrednie przesłania emitowane w telewizji przez programy rozrywkowe i reklamy jesteśmy zalewani erotycznymi wizjami i stałe powracającym motywem: „Jeśli coś sprawia ci przyjemność, rób to. Jesteś odpowiedzialny tylko i wyłącznie przed samym sobą”. Ponieważ nie możemy całkowicie odciąć się od naszej kultury, ważne jest, abyśmy wyrobili sobie własne zdanie. Jednym ze sposobów równoważenia negatywnych przesłań, które do nas zewsząd docierają, jest słuchanie wskazówek, które pochodzą od Boga . Mam przyjaciela, który zajmuje się pisaniem recenzji filmowych do gazet. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy uświadomił sobie, jaki wpływ mają na niego głoszone w oglądanych filmach świeckie wartości i przesłania. Nie pisze wprawdzie recenzji filmów pornograficznych, szybko jednak przekonał się, jak bardzo swobodny jest stosunek dzisiejszego świata do seksu. Mój przyjaciel stwierdził, że jeśli chce nadal oglądać i pisać recenzje około siedemdziesięciu filmów rocznie, będzie musiał poświęcić proporcjonalnie więcej czasu na studiowanie Biblii i spotkania we wspólnocie chrześcijańskiej. Zachowanie równowagi jest niezbędne. Musimy wypełnić nasze umysły dobrem, jeśli chcemy przetrwać „Dekadę Ja”.

Czwartym powodem wykolejania się wielu ludzi jest pożądanie i brak dyscypliny. Prawdopodobnie najczęstszą przyczyną zbaczania z Bożej drogi jest to, że korzyści wynikające z czekania wydają się bardzo odległe, natomiast przyjemności, których można zaznać odrzucając wstrzemięźliwość, osiąga się bardzo szybko. Seks poza małżeństwem może sprawić przyjemność. Namiętna gra wstępna, gwałtowny orgazm, uczucie zdobycia i/łub manipulowania partnerem. Poznałem pary, które są głęboko przekonane, że kochają się miłością typu „miłość – koniec, kropka”, i które nie są związane ślubem małżeńskim. Jestem jednak pewny, że na dłuższą metę skutki takich związków są negatywne. Czy to ludzkie poczucie winy, wyrzuty sumienia, czy najzwyklejszy smutek, towarzyszący rozpadowi tego typu związku z „oddanym partnerem”, konsekwencje uprawiania pozamałżeńskiego seksu są niczym w porównaniu z korzyściami, które się osiąga w kontekście miłości małżeńskiej. Problem jest następujący: żeby czekać, trzeba być zdyscyplinowanym. A wielu z nas nie ma doświadczenia w sztuce dyscypliny. Może będąc dziećmi, potrafiliśmy utrzymać się w ryzach przez kilka miesięcy, ucząc się gry na pianinie lub trenując piłkę nożną, lecz z wiekiem wpadliśmy w pułapkę, którą jest otrzymywanie natychmiastowego wynagrodzenia.

Na czym polega tajemnica dyscypliny? Nie ma na to łatwych odpowiedzi, ale udzielę kilku najprostszych. Jednym ze sposobów jest skoncentrowanie się na celach, które chcesz osiągnąć poprzez małżeństwo. Wyobrażaj je sobie, rozmawiaj o nich, spisuj je i często przeglądaj. Zobaczysz, że twoje czyny podporządkują się temu, co mówisz, piszesz i wyobrażasz sobie. W sytuacji odwrotnej będzie tak samo. Jeśli będziesz pisał, rozmawiał i wyobrażał sobie „robienie tego” z każdą osobą, z którą chodzisz na randki, twoje ciało podąży bez oporów w tym kierunku. Socjologowie nazywają to teleologią „cele determinują czyny”.

Drugą propozycją jest skupianie twojego umysłu w jak największym stopniu na Chrystusie i Jego słowach. Im bardziej zbliżasz się do Chrystusa, tym większa staje się twoja dyscyplina wewnętrzna. Im bliższa jest twoja więź z Nim, tym bardziej zależy ci na tym, żeby Mu się podobać i tym mniej czasu i energii zużywasz na zaspokajanie swoich popędów. Św. Jakub mówi o tym w Biblii: „Bądźcie więc posłuszni Bogu, przeciwstawiajcie się natomiast diabłu, a ucieknie od was. Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was” (Jk 4,7-8). Odkryłem, że im bliżej jesteśmy Boga, tym więcej daje nam On wskazówek i wewnętrznej dyscypliny. Prawie jak związek przyczynowo-skutkowy.

Seks w małżeństwie doskonałym

Pożądanie seksualne i jego natężenie złagodnieje wraz z upływem czasu. Jednak potrzeba wewnętrznej dyscypliny w wielu innych sferach życia pozostaje. Wcześniej nawiązałem do faktu, że seks stanowi zaledwie jedną dwunastą związku małżeńskiego. Pozwólcie, że dam wam głębszy wgląd w tę kwestię. W lipcowym numerze pisma „Ebony” z 1978 roku przeprowadzono wywiad z różnymi parami na temat seksu w małżeństwie.
Państwo Tyson, którzy zarządzają Instytutem Wzbogacania Małżeństwa i Studiów nad Seksem w Columbii w stanie Maryland, powiedzieli: „Nie można oddzielić seksu od innych elementów pełnego związku. Seks pozostaje ważny przez cały okres trwania małżeństwa, choć wydaje się, że w pierwszych latach ważniejsza jest ilość, nie jakość. Jednak z czasem, gdy związek dojrzewa, to jakość zaczyna mieć większe znaczenie. Małżonkowie mogą uprawiać seks dziesięć razy w tygodniu, i podczas gdy mężczyzna jest z tego powodu szczęśliwy, dla kobiety może to być trochę za dużo. Prawdopodobnie wolałaby mieć jeden, a dobry stosunek w tygodniu”.

Roebuck Staples jest małżonkiem Oceoli od czterdziestu trzech lat. Powiedział w wywiadzie: „Seks odgrywa dużą i dobroczynną rolę w każdym szczęśliwym małżeństwie, ale żadne małżeństwo nie może się opierać tylko i wyłącznie na seksie. Trzeba jeszcze czegoś więcej. Pierwsza rzecz, która jest niezbędna, to zrozumienie, druga to szacunek. Ludzie muszą się kochać i musi im na sobie zależeć. Nie wiem jednak jak to można osiągnąć, jeśli para nie jest dopasowana pod względem seksu. Kobieta i mężczyzna muszą odbierać wysyłane przez siebie sygnały; małżeństwo nie może się obyć bez udanego pożycia seksualnego. Wielu młodych ludzi myśli, że małżeństwo to nic więcej tylko seks, lecz gdy sami go doświadczają, uświadamiają sobie, że inne rzeczy są równie ważne”.

Inna wspaniała uwaga pochodzi od Shirley Robinson, która jest recepcjonistką w Kościele luterańskim w St. Louis. Powiedziała: „Małżeństwo musi się opierać na przyjaźni i miłości, i jeśli Bóg zajmuje w twoim życiu pierwsze miejsce, wszystko inne będzie grało. Ponieważ jesteśmy dopasowani pod tyloma względami, nasze pożycie seksualne jest bardzo udane. Nie mamy problemu z porozumiewaniem się, który występuje w tylu związkach. Możemy swobodnie rozmawiać o seksie i wielu innych sprawach, i jest to dla nas ważne. Dobre małżeństwo nie opiera się tylko na pięknie i miłości fizycznej. A jeśli partner zostaje fizycznie upośledzony lub zdeformowany, co wtedy? Dobre małżeństwo jest w stanie przetrwać każdą burzę i odnaleźć słońce”.

Powyższe przemyślenia potwierdzają mój pogląd: Częstotliwość odbywania stosunków seksualnych może się zmniejszyć z upływem lat, pozostanie jednak potrzeba utrzymania dobrej ich jakości. Ażeby pożycie było dobre jakościowo, niezbędna jest miłość, cierpliwość i dyscyplina wewnętrzna- pragnienie dawania, a nie brania. Zmniejszyć mogą się żądze, potrzeba samodyscypliny – nigdy. Zachowania nacechowane dyscypliną wewnętrzną, które zaowocują wrażliwym, dynamicznym, zaspokajającym seksem, są kształtowane przez ciebie właśnie teraz, w kształtowanych przez ciebie związkach.

Badając przyczyny naszych niepowodzeń w zdobywaniu tego, co zostało nam przeznaczone przez Boga w miłości i seksie, widzimy wiele zjawisk negatywnych: głupotę, premedytację w odrzucaniu Bożego planu, brak rozeznania i własnego zdania, wszechogarniające pożądanie i brak dyscypliny wewnętrznej. Ale zapewniam was, wszystkie je można zamienić w zjawiska pozytywne.

Gdy wybitny teolog Karl Barth odwiedził Amerykę, grupa teologów zadała mu pytanie, jakie jest najważniejsze teologiczne odkrycie jego życia. Spodziewali się skomplikowanej odpowiedzi, zdziwili się więc słysząc: „Najważniejszą prawdą, którą odkryłem, jest to, że Jezus mnie kocha, o czym wiem, bowiem mówi mi o tym Biblia”.

Jeśli istnieje jedno zdanie twierdzące, które chciałbym, żebyście zapamiętali, to jest nim właśnie „Bóg cię kocha”. Jezus przybył na ziemię, żeby to udowodnić i usunąć z drogi grzech, abyśmy mogli doświadczyć tego, czego Bóg dla nas pragnie – bogatego i całkowicie spełnionego życia. Chce, żebyśmy codziennie osobiście przekonywali się o Jego miłości, abyśmy cieszyli się nią i dzielili z innymi. Chce, żebyśmy dojrzewali tak, jak On to sobie pierwotnie obmyślił. Przekazał nam swoje zasady postępowania, aby chronić i zabezpieczać nasz dobrobyt. Jest tak łaskawy, że oczyszcza nas z naszych win, gdy je wyznamy i przyjmiemy Jego przebaczenie. Poprzez osobisty związek z Jezusem Chrystusem dokonuje się w nas przemiana. Nasz umysł zostaje odnowiony. Nie musimy już być głupi i działać z negatywną premedytacją, możemy mieć własne zdanie i być zdyscyplinowani. Zostajemy uwolnieni, aby kochać, służyć i żyć w sposób niezwykły, czy to w sypialni, czy gdzie indziej.

To jest sekret miłości, nie ma innego. Nie przegap okazji.

Rzucam ci wyzwanie… ZDECYDUJ SIĘ!