ROZDZIAŁ 1

Co wyróżnia Jezusa?

Niedawno rozmawiałem z grupą ludzi w Los Angeles. Zapytałem ich: „Kim, waszym zdaniem, jest Jezus Chrystus?”. W odpowiedzi usłyszałem, że był wielkim przywódcą religijnym. Zgadzam się z tym. Owszem, Jezus Chrystus był wielkim przywódcą religijnym. Jestem jednak przekonany, że nie tylko.

Od wieków dzielą nas spory związane z pytaniem: „Kim jest Jezus?” Dlaczego jedna osoba wywołuje takie kontrowersje? Dlaczego właśnie Jego imię, w większym stopniu niż imiona innych religijnych przywódców, wywołuje tyle emocji? Czemu jest tak, że można rozmawiać o Bogu i nikt się nie denerwuje, lecz jak tylko wypowiedziane zostaje imię Jezusa, ludzie często chcą zakończyć rozmowę? Albo przyjmują postawę obronną. Jadąc w Londynie taksówką powiedziałem coś o Jezusie, na co taksówkarz natychmiast odparł: „Nie lubię dyskutować o religii, a już zwłaszcza o Jezusie”.

Czym Jezus różni się od innych przywódców religijnych? Dlaczego ludzie nie obrażają się słysząc imiona Buddy, Mahometa czy Konfucjusza?

Powód jest taki, że ci inni, w przeciwieństwie do Jezusa, nie uważali się za Boga. To właśnie odróżnia Go od innych założycieli wielkich religii.

Ci, którzy znali Jezusa, szybko przekonywali się, że wygłaszał On na swój temat zdumiewające opinie. Jasne stawało się, że według Jego własnych słów był kimś więcej niż tylko prorokiem i nauczycielem. Jest oczywiste, że zgłaszał pretensje do boskości. Przedstawiał siebie jako jedyną drogę prowadzącą do Boga, jako jedyne źródło odpuszczenia grzechów, jako jedyny sposób osiągnięcia zbawienia.

Wielu ludziom przeszkadza ta wyłączność, czują się nią zbyt ograniczeni, aby chcieli Mu zaufać. Nie chodzi jednak o to, co chcemy myśleć lub w co wierzyć, lecz raczej o to, za kogo podawał się Jezus.

Co mówi nam na ten temat Nowy Testament? Często słyszymy wyrażenie „boskość Chrystusa”, które implikuje, że Jezus jest Bogiem.

A.H. Strong w swojej Systematic Theology (Teologia systematyczna) definiuje Boga jako „nieskończonego i doskonałego ducha, który jest źródłem, oparciem i końcem wszystkiego” [A.H. Strong, Systematic Theology, Judson Press, Philadelphia 1907, t. 1, s. 52.]. Powyższa definicja Boga zadowoliłaby wszystkich teistów, w tym muzułmanów i żydów. Teizm uczy, że Bóg jest osobowy i że zaplanował On i stworzył wszechświat, który nadal kontroluje i którym włada. Teizm chrześcijański do podanej definicji dodaje jeszcze: „i który wcielił się w osobę Jezusa z Nazaretu”.

Jezus Chrystus to właściwie imię i tytuł jednocześnie. Imię Jezus powstało z greckiej formy hebrajskiego imienia Jeszua lub Jehoszua, co oznacza „Jahwe jest zbawieniem” lub „Pan zbawia”. Tytuł Chrystus pochodzi od greckiego odpowiednika słowa Mesjasz (po hebrajsku masziah), które znaczy „pomazany, namaszczony”. Z tytułem tym wiążą się dwa stanowiska: króla i kapłana. Ten tytuł afirmuje Jezusa jako oczekiwanego króla i kapłana z proroctw Starego Testamentu. Ta afirmacja jest jednym z najistotniejszych punktów pozwalających odpowiednio zrozumieć Jezusa i chrześcijaństwo.

Nowy Testament wyraźnie przedstawia Chrystusa jako Boga. Imiona, których używa się w Nowym Testamencie w odniesieniu do Chrystusa, są tego rodzaju, że mogłyby one być zastosowane tylko do kogoś, kto jest Bogiem. Na przykład Jezus zostaje nazwany Bogiem we fragmencie: „oczekując błogosławionej nadziei i objawienia się chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa” (Tt 2,13 [Wszystkie cytaty z Pisma Świętego zaczerpnięto z Biblii Tysiąclecia (wyd. trzecie poprawione), Wydawnictwo Pallottinum, Poznań-Warszawa 1982.]; por. J 1,1; Hbr 1,8; Rz 9,5; 1 J 5,20-21). Pismo Święte przypisuje Mu cechy, które właściwe są tylko Bogu. Jezus przedstawiany jest jako źródło życia (por. J 1,4; 14,6); wszechobecny (por. Mt 28,20; 18,20); wszystkowiedzący (por. J 4,16-18; 6,64; Mt 17,22-27); wszechmocny (por. Ap 1,8; Łk 4,39-55; 7,14-15; Mt 8,26-27) oraz wieczny (por. 1 J 5,11-12.20; J 1,4).

Jezus odbierał honory i cześć oddawaną tylko Bogu. W konfrontacji z Szatanem Jezus powiedział: „Jest bowiem napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”” (Mt 4,10). A jednocześnie Jezus odbierał cześć boską (por. Mt 14,33; 28,9), a czasem żądał nawet, aby takową Mu oddawano (por. J 5,23; także Hbr 1,6; Ap 5,8-14).

Większość uczniów Jezusa była pobożnymi Żydami, którzy wierzyli w jedynego prawdziwego Boga. Byli na wskroś monoteistyczni, a jednak uznali Go za wcielenie Boga.

Św. Paweł, ze względu na swoje gruntowne rabiniczne wykształcenie, powinien być jeszcze mniej skłonny do przypisywania Jezusowi boskości, do oddawania czci człowiekowi z Nazaretu i nazywania Go Panem. Ale Paweł tak właśnie czynił. Uznał Baranka Bożego (Jezusa) za Boga mówiąc: „Uważajcie na samych siebie i na całe stado, w którym Duch Święty ustanowił was biskupami, abyście kierowali Kościołem Boga, który On nabył własną krwią” (Dz 20,28).

Gdy Chrystus zapytał Piotra kim, według niego, jest, ten wyznał: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego” (Mt 16,16). Jezus nie zdementował powyższego stwierdzenia, lecz uznał jego ważność i podał źródło: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie” (Mt 16,17).

Marta, bliska znajoma Jezusa, zwróciła się do Niego: „Ja mocno wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży” (J 11,27). Jest jeszcze Natanael, który uważał, że nic dobrego nie może wyjść z Nazaretu, a który uznał, iż Jezus jest „Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela” (J 1,49).

Gdy kamienowano Szczepana, on „modlił się: „Panie Jezu, przyjmij ducha mego!”” (Dz 7,59). Autor Listu do Hebrajczyków nazwał Chrystusa Bogiem pisząc: „Do Syna zaś: „Tron Twój, Boże, na wieki wieków”” (Hbr 1,8). Jan Chrzciciel zapowiedział nadejście Jezusa mówiąc: „i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”” (Łk 3,22).

Mamy jeszcze wyznanie Tomasza, zwanego Niewiernym. Powiedział: „Nie uwierzę, jeżeli nie włożę palca w miejsce gwoździ”. Identyfikuję się z Tomaszem. Powiedział on: „Słuchajcie, przecież nie codziennie ktoś wstaje z martwych lub uważa się za wcielenie Boga. Muszę mieć jakiś dowód”. Osiem dni później, po tym jak Tomasz podzielił się swoimi wątpliwościami z innymi uczniami, „Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!”. Tomasz Mu odpowiedział: „Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, ponieważ Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”” (J 20,26-29). Jezus przyjął uznanie w Nim Boga przez Tomasza. Skarcił go za brak wiary, nie za cześć, którą Mu oddał.

W tym miejscu mogą pojawić się głosy krytyczne twierdzące, że wszystkie powyższe cytaty nie pochodzą od samego Chrystusa, lecz od innych, którzy się o Nim wypowiadali. Zwykle pada argument, że współcześni Chrystusowi nie rozumieli Go w takim samym stopniu, w jakim dzisiaj my Go nie rozumiemy. Innymi słowy, Jezus tak naprawdę nigdy nie twierdził, że jest Bogiem.

No cóż, ja jednak myślę, że twierdził. Jestem też przekonany, że boskość Chrystusa można wywieść bezpośrednio ze stronic Nowego Testamentu. Odniesień można tam znaleźć niezwykle dużo i są one jednoznaczne. Pewien businessman, który analizował Pismo Święte chcąc sprawdzić, czy rzeczywiście Chrystus twierdził, że jest Bogiem, powiedział: „Jeśli ktoś przeczyta Nowy Testament i nie dojdzie do wniosku, że Jezus uważał się za Boga, musi być tak ślepy jak człowiek, który stoi na dworze w pogodny dzień i mówi, że nie widzi słońca”.

W Ewangelii według św. Jana opisana jest konfrontacja Jezusa z grupą Żydów. Wywołana ona została uzdrowieniem przez Jezusa chromego podczas szabatu. Jezus kazał mu wziąć swoje łoże i chodzić. „I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to uczynił w szabat. Lecz Jezus im odpowiedział: „Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam”. Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu” (J 5,16-18).

Możecie powiedzieć: „Słuchaj Josh, ja też mogę mówić „Ojciec mój działa aż do tej chwili i ja działam”. I co z tego? Niczego to nie dowodzi”. Za każdym razem gdy badamy jakiś dokument, musimy wziąć pod uwagę język, kontekst kulturowy, a zwłaszcza adresata badanych wypowiedzi. W tym przypadku mamy do czynienia z kulturą żydowską, a adresatami są żydowscy przywódcy religijni. Zobaczmy jak Żydzi rozumieli słowa Jezusa 2000 lat temu w kontekście kultury żydowskiej. „Dlatego więc usiłowali Żydzi tym bardziej Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu” (J 5,18). Dlaczego przedsięwzięli aż tak drastyczne środki?

Spowodowane to było tym, iż Jezus powiedział „mój Ojciec”, a nie „nasz Ojciec”, po czym dodał „działa aż do tej chwili i Ja działam”. Użycie przez Jezusa tych dwóch zwrotów oznaczało, że stawiał się na równi z Bogiem, na jednym poziomie z Jego działaniami. Żydzi nie używali określenia „mój Ojciec” w stosunku do Boga. A jeśli już, to dodaliby „w niebie”. Jezus jednak tego nie zrobił. Nazywając Boga swoim Ojcem Jezus określał siebie w sposób dla Żydów jednoznaczny. Sugerował także, że podczas gdy Bóg działa, On, Jego Syn, również działa. I znów tym samym sugerował Żydom, że jest Synem Bożym. W konsekwencji tych oświadczeń nienawiść Żydów do Niego wzrosła. Mimo iż na początku chodziło im tylko o ukaranie Go, z czasem zaczęli dążyć do Jego śmierci.

Jezus nie tylko twierdził, że jest równy Bogu, Jego Ojcu, zapewniał także, że On i Ojciec to jedno. Podczas obchodów uroczystości Poświęcenia świątyni w Jerozolimie do Jezusa podeszło kilku żydowskich kapłanów, którzy zapytali Go, kim jest. Jezus zakończył swój wywód mówiąc do nich: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30). „I znowu Żydzi porwali kamienie, aby Go ukamienować. Odpowiedział im Jezus: „Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie mnie ukamienować?”. Odpowiedzieli Mu Żydzi: „Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga”” (J 10,31-33).

Ktoś mógłby się zdziwić, że słowa Jezusa o Jego jedności z Bogiem wywołały tak silne emocje. Ciekawe znaczenie tej wypowiedzi odkrywa się badając grecki oryginał. Uczony A.T. Robertson, znawca greki, pisze, że w języku greckim „jedno” ma rodzaj nijaki, a nie męski, i nie wskazuje jedności w osobie lub celu, lecz raczej jedność w „istocie lub naturze”. Robertson dodaje jeszcze: „To dosadne stwierdzenie jest punktem kulminacyjnym wywodów Chrystusa co do Jego związku z Bogiem. Wywołują one u faryzeuszy niekontrolowany gniew” [Archibald Thomas Robertson, Word Pictures in the New Testament, Broadman Press, Nashville 1932, t. 5, s. 186.].

Jasne jest więc, że w umysłach osób, które usłyszały to stwierdzenie Jezusa, nie było wątpliwości, iż uważał się za Boga. Leon Morris, dyrektor Ridley College w Melbourne, pisze więc, że „Żydzi mogli uznać słowa Jezusa tylko za bluźnierstwo, po czym przystąpili do wymierzenia Mu sprawiedliwości. Prawo przewidywało, że za bluźnierstwo grozi ukamienowanie (por. Kpł 24,16). Ludzie ci nie chcieli jednak działać wedle przyjętych zasad procedury prawnej. Nie wnieśli skargi do władz, które mogłyby przedsięwziąć odpowiednie kroki. Ogarnięci wściekłością szykowali się do odegrania ról sędziów i katów jednocześnie” [Leon Morris, The Gospel According to John, [w:] The New International Commentary on The New Testament, William B. Eerdmans Publishing Co., Grand Rapids 1971, s. 524.].

Jezus stanął przed groźbą ukamienowania za „bluźnierstwo”. Żydzi z całą pewnością rozumieli Jego naukę, możemy jednak zapytać, czy choć przez chwilę zastanowili się nad prawdziwością Jego twierdzeń.

Jezus stale mówił o swojej jedności z Bogiem w istocie i naturze. Śmiało zapewniał: „Gdybyście Mnie poznali, poznalibyście i Ojca mego” (J 8,19); „A kto Mnie widzi, widzi Tego, który Mnie posłał” (J 12,45); „Kto Mnie nienawidzi, ten i Ojca mego nienawidzi” (J 15,23); „aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał” (J 5,23) itd. Powyższe fragmenty świadczą z całą pewnością o tym, że Jezus uważał się za kogoś więcej niż tylko za człowieka. Stawiał się raczej na równi z Bogiem. Ci, którzy mówią, że Jezus był po prostu bliżej Boga niż inni ludzie, niech zastanowią się nad tą wypowiedzią: „Jeśli nie czcisz Mnie tak jak Ojca, żadnego z Nas nie czcisz”.

Podczas wykładu, który prowadziłem na Uniwersytecie Wirginii Zachodniej dla studentów filologii, jeden z profesorów przerwał mi mówiąc, że tylko w Ewangelii wg św. Jana, spisanej najpóźniej, Jezus twierdzi, że jest Bogiem. Następnie zapewnił, że w najwcześniejszej Ewangelii wg św. Marka nie ma ani jednej wzmianki o tym, że Jezus nazywa siebie Bogiem. Pewne jest, że człowiek ten albo w ogóle nie czytał Ewangelii wg św. Marka, albo robił to niezbyt uważnie.

W odpowiedzi sięgnąłem po wspomnianą Ewangelię. Jezus twierdzi w niej, że ma moc odpuszczania grzechów. „Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: „Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy”” (Mk 2,5; patrz także Łk 7,48-50). Według żydowskiego Prawa tylko Bóg ma taką moc. Księga Izajasza (por. 43,25) zastrzega ten przywilej tylko i wyłącznie dla Boga. Uczeni w piśmie myśleli: „Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga?” (Mk 2,7). Na co Jezus odpowiedział pytaniem: „Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź?” (Mk 2,9).

Według komentarza Wycliffe’a jest to „pytanie, na które nie można odpowiedzieć. Oba stwierdzenia są równie łatwe do wymówienia; żeby jednak wypowiedzieć te słowa i wcielić je w czyn, potrzebna jest moc Boska. Oszust nie chcąc być wykryty uznałby pierwsze stwierdzenie za łatwiejsze. Jednak Jezus przystąpił do wyleczenia choroby, aby ludzie mogli się przekonać, że jest w mocy usunąć jej przyczynę” [The Wycliffe Bible Commentary, Charles F. Pfeiffer i Everett F. Harrison (red.), Moody Press, Chicago 1962, s. 943, 944.]. W tym momencie żydowscy kapłani oskarżyli Go o bluźnierstwo. Lewis Sperry Chafer pisze, że „nikt na ziemi nie ma ani mocy, ani prawa odpuszczania grzechów. Nikt nie może odpuścić grzechu poza Tym, przeciw któremu wszyscy grzeszymy. Kiedy Chrystus odpuścił kalece grzech, co z całą pewnością zrobił, nie korzystał z ludzkiego przywileju. Skoro nikt oprócz samego Boga nie może odpuszczać grzechów, toteż, jak to zostało ostatecznie zademonstrowane, Chrystus jest Bogiem, bowiem odpuszczał grzechy” [Lewis Sperry Chafer, Systematic Theology, Dallas Theological Seminary Press, 1947, t. 5, s. 21.].

Przez jakiś czas ta sprawa z odpuszczaniem grzechów nie dawała mi spokoju, ponieważ nie rozumiałem jej do końca. Pewnego dnia podczas zajęć z filozofii, odpowiadając na pytanie o boskość Chrystusa, zacytowałem powyższe fragmenty Ewangelii wg św. Marka. Jeden ze studentów zakwestionował mój wniosek, że przebaczenie Chrystusa dowodzi Jego boskości. Powiedział, że on też mógłby komuś przebaczyć i fakt ten nie dowodziłby, że jest Bogiem. Zastanawiając się nad Jego słowami zrozumiałem nagle, dlaczego żydowscy kapłani wystąpili przeciwko Chrystusowi. Owszem, można powiedzieć „przebaczam ci”, ale tylko jeśli jest się osobą, przeciwko której zgrzeszono. Innymi słowy, jeśli zgrzeszysz przeciwko mnie, mogę powiedzieć „przebaczam ci”. Chrystus jednak był w innej sytuacji. Paralityk miał na sumieniu grzechy przeciw Bogu Ojcu, a Jezus w swoim imieniu powiedział „twoje grzechy są odpuszczone”. Owszem, można wybaczyć komuś wyrządzenie szkody osobistej, ale w żaden sposób nie można odpuścić grzechów popełnionych przeciw Bogu, chyba że jest się Bogiem. To właśnie zrobił Jezus.

Nic dziwnego, że Żydzi zaprotestowali, gdy jakiś cieśla z Nazaretu wypowiadał tak śmiałe słowa. Moc odpuszczania grzechów jest niezwykłym przykładem użycia przez Jezusa przywileju należącego do samego Boga.

Ewangelia wg św. Marka przedstawia także proces Jezusa (14,60-64). Jego opis jest jednym z najdobitniejszych przykładów świadczących o przekonaniu Jezusa o własnej boskości. „Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: „Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie?”. Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?”. Jezus odpowiedział: „Ja jestem. Ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi”. Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: „Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?”. Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci”.

Jezus nie odpowiadał na pytania, toteż kapłan zobowiązał Go przysięgą. Będąc pod przysięgą Jezus musiał mówić (i cieszę się, że to zrobił). Na pytanie: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego?” odpowiedział: „Ja jestem”.

Analiza zeznania Chrystusa wykazuje, że uważał się za (1) Syna Błogosławionego (Boga); (2) Tego, który będzie siedzieć po prawicy Wszechmocnego i (3) Syna Człowieczego, który przyjdzie z obłokami niebieskimi. Każde z tych stwierdzeń ma charakter wyraźnie mesjanistyczny. Znaczący jest łączny efekt wywołany tymi trzema wypowiedziami. Żydowski sąd, Sanhedryn, zrozumiał je wszystkie, a najwyższy kapłan odpowiedział na to rozdzierając szaty: „Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków?”. W końcu sami usłyszeli to od Niego samego. Został skazany za słowa, które przeszły przez Jego własne usta.

Robert Anderson zauważa: „Żaden potwierdzający dowód nie jest bardziej przekonujący od postawy wrogo nastawionych świadków i fakt, że nasz Pan zgłaszał pretensje do boskości, jest bezsprzecznie potwierdzony zachowaniem Jego wrogów. Musimy pamiętać, że Żydzi nie byli plemieniem nieuczonych dzikusów, lecz ludem o wysokiej kulturze i dużej religijności. Właśnie na podstawie zarzutu o bluźnierstwo Jezus został jednomyślnie skazany na śmierć przez Sanhedryn – wielkie narodowe zgromadzenie, w którego skład wchodzili najznamienitsi spośród żydowskich przywódców religijnych, w tym ludzie pokroju Gamaliela i jego wielkiego ucznia, Szawła z Tarsu” [Robert Anderson, The Lord from Heaven, James Nisbet and Co., Ltd., London 1910, s. 5.].

Jasne jest więc, że takie właśnie świadectwo chciał dać o sobie Jezus. Widzimy też, że Żydzi przyjęli Jego słowa jako twierdzenie o własnej boskości. Pozostawały dwie możliwości do rozstrzygnięcia: albo Jego wypowiedzi były bluźnierstwem, albo rzeczywiście był Bogiem. Jego sędziowie widzieli sprawę jasno – tak jasno, że ukrzyżowali Go, a potem szydzili z Niego, ponieważ „Zaufał Bogu (…) Przecież powiedział: „Jestem Synem Bożym”” (Mt 27,43).

H.B. Swete wyjaśnia znaczenie rozdarcia szat przez najwyższego kapłana: „Prawo zabraniało najwyższemu kapłanowi rozdzierania szat przy okazji prywatnych sporów (por. Kpł 10,6; 21,10), lecz tylko podczas pełnienia funkcji sędziego; zwyczaj nakazywał mu reagować w ten sposób na wypowiedziane w jego obecności bluźnierstwo. Oczywista jest więc ulga zakłopotanego sędziego. Nie został przedstawiony wiarygodny dowód winy, lecz konieczność jego przedstawienia znikła w momencie, gdy Więzień sam siebie obciążył” [Henry Barclay Swete, The Gospel According to St. Mark, MacMillan and Co., Ltd., London 1898, s. 339.].

Zaczynamy dostrzegać, że nie był to zwykły proces, jak podkreśla prawnik Irwin Linton: „Proces ten wyróżnia się spośród innych procesów kryminalnych tym, iż nie rozstrzygano w nim czynów oskarżonego, lecz jego tożsamość. Oskarżenie wniesione przeciw Chrystusowi, wyznanie, zeznanie czy raczej uczynek, którego się dopuścił w obecności sądu, na którego podstawie został skazany, przesłuchanie Go przez rzymskiego namiestnika, a także Jego słowa na krzyżu podczas egzekucji związane są z jednym zagadnieniem, dotyczącym prawdziwej tożsamości i godności Chrystusa. „Co sądzicie o Chrystusie? Czyim jest synem?”” [Irwin H. Linton, The Sanhedrin Verdict, Loizeaux Brothers, Bible Truth Depot, New York 1943, s. 7.].

Sędzia Gaynor, znakomity prawnik z Nowego Jorku, wypowiadając się na temat procesu Jezusa zajął stanowisko, iż właśnie bluźnierstwo było przedmiotem oskarżenia, które zostało wysunięte przeciw Chrystusowi przed sądem. Powiedział: „Wszystkie cztery Ewangelie jasno wskazują, że domniemaną zbrodnią, za którą sądzono i skazano Jezusa, było bluźnierstwo: (…) Jezus twierdził, że posiada nadprzyrodzoną moc, co w przypadku człowieka uważane było za bluźnierstwo” [Charles Edmund Deland, The Mis-Trials of Jesus, Richard G. Badger, Boston 1914, s. 118-119.]. Gaynor nawiązuje do „utożsamienia się z Bogiem” przez Jezusa, nie do Jego wypowiedzi o świątyni (por. J 10,33).

W większości procesów ludzi sądzi się za ich uczynki, jednak w przypadku Chrystusa liczyło się co innego. Jezusa sądzono za to, kim jest.

Proces Jezusa powinien wystarczyć, aby w przekonujący sposób dowieść, że przyznawał się On do swojej boskości. Świadkami tego byli Jego sędziowie. W dniu ukrzyżowania także Jego wrogowie potwierdzili, że Jezus uważał się za Boga w człowieczym ciele. „Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: 'Jestem Synem Bożym'”” (Mt 27,41-43).

KOLEJNY ROZDZIAŁ